16 September 2014


Miałem niedawno okazję być kilka dni w Japonii. Tokio zaskoczyło mnie pod wieloma względami. Okazało się o wiele bardziej przyjemnym miejscem do życia, niż mogłoby się wydawać na podstawie jego obrazu w kinie. 
Jedno jednak nie było dla mnie zaskoczeniem – doskonała kuchnia. Mogę górnolotnie powiedzieć, że dowiedziałem się w końcu co to prawdziwe sushi. Sashimi - zrobione o 5 rano przy targu rybnym, a na dodatek z ryby wyłowionej z akwarium 5 sekund wcześniej, było niezapomnianym przeżyciem. Wrażeń dodawała reszta ryby, stanowiąca dekorację, która się nadal się ruszała.
Danie, które zwróciło moją uwagę i jego składniki są dostępne w Polsce to zupa miso. Zupę ze sfermentowanej pasty sojowej i wodorostów można tam zjeść od śniadania, do później nocy. Wersja, którą jadłem w Tokio kilkukrotnie, jest wyjątkowo cienka, składa się niemal wyłącznie z wody. Ja preferuję mocniejsze smaki. Może więc wbrew oryginałowi, ale proponuję swoją wersję.
Wszystkie składniki do zupy kupiłem w Polsce, w sklepie z orientalną żywnością, a jedna porcja wodorostów i pasty miso wystarczy na kilkanaście porcji.

Zupa Miso


 Składniki (na 4 porcje): 
- 4 szklanki wody (lub dashi w prawdziwej wersji)
- 3 łyżki pasty miso
- mała garść suszonych wodorostów wakame
- 1/2 kostki sera tofu
- szczypior
- sos sojowy
Czas przygotowania: 5 minut

Przygotowanie:
Przygotowanie tego dania zajmuje niewiele więcej niż zagotowanie zupki chińskiej. Najpierw wstawiamy wodę do gotowania i dodajemy do niej posiekane suszone wodorosty. Najlepiej pokroić je bardzo drobno, bo w kontakcie z wodą zwiększają wielokrotnie swoją objętość.

Wodorosty gotują się ok. 5 minut. W tym czasie kroimy tofu w drobną kostkę, a odrobinę szczypioru w cienkie plasterki.

Gdy wodorosty rozmiękną, rozrabiamy pastę miso z kilkoma łyżkami wody i dodajemy do zupy. W tym momencie należy wyłączyć grzanie, żeby gotowanie nie zabiło bakterii w paście miso, bo podobno są zdrowe.
Po dokładnym wymieszaniu pasty z wodą dodajemy tofu. Jeżeli ktoś woli bardziej słone potrawy, można dodać do smaku odrobinę sosu sojowego.

Po przełożeniu do miseczek posypujemy zupę szczypiorem i wszystko gotowe. 

0

18 August 2014


Jeszcze niedawno duża część świata podniecała się tym, że w Brazylii kilkuset przepłacanych chłopaków ganiało za piłką. Przy okazji całe internety i wszystkie telewizje pokazywały zdjęcia brazylijskich kontrastów. Ale jest jedna rzecz, której na obrazkach się nie da zobaczyć – smaki kuchni. 
Jako że ostatnio zdarzyło mi się być dwukrotnie w São Paulo, przywiozłem owoce maracujá - kluczowy składnik do zrobienia świetnego i banalnie prostego i deseru creme de maracujá (czyt. kremi dżi marakuża). 
Maracuja - owoc o którym usłyszałem pierwszy raz na początku lat 90-tych, pijąc obrzydliwie słodkie napoje z puszki, jest w rzeczywistości cudownie kwaśny i pełen aromatu. U nas, w sklepach z egzotycznym jedzeniem, można czasem znaleźć mrożony sok z marakuji. Jeżeli uda się komuś trafić w sklepie na taki sok, albo świeże owoce, to koniecznie trzeba zrobić ten uzależniający mus.

Creme de maracujá


 Składniki (na 6 porcji):
- 3 owoce maracujá / 150 ml mrożonego soku
- szklanka śmietany 30%, deserowej
- 1/2 szklanki skondensowanego mleka słodzonego 

Czas przygotowania: ok. 5 minut + 1 godzina na schłodzenie

Przygotowanie:
Zaczynamy od zrobienia bitej śmietany. Schłodzoną śmietankę mieszamy mikserem lub trzepaczką tak długo aż uzyskamy bitą śmietanę.

Do śmietany dodajemy mleko skondensowane (jeżeli ktoś woli słodszy deser, to można dodać całą szklankę). Jeżeli korzystamy z soku, to mieszamy całość ze śmietaną i mleczkiem. Jeżeli mamy owoce, to przekrawamy je na połówki i dodajemy do mieszanki cały miąższ, wraz z pestkami (odrobinę zostawiamy do dekoracji).

Przemieszany krem przekładamy do miseczek i wkładamy do zamrażalnika do mocnego schłodzenia. Deser ma mieć postać musu, a nie lodów, dlatego nie mrozimy go zbyt długo. Schłodzony krem polewamy odrobiną świeżego miąższu lub soku i zajadamy… 


2

09 July 2014


Znowu przyszły upały i potrzeba schłodzenia się w gorące dni. Jako że w upał poza piciem, trzeba coś zjeść przygotowałem świeży chłodnik. Chłodnik zwykle już od maja pojawia się w sezonowym menu większości restauracji i różnorodność interpretacji tego dania jest ogromna. Nie będę się wypowiadał, który jest najlepszy lub najbardziej oryginalny. Mi najbardziej smakuje mocno kwaśny i ostry w smaku. Taki jest poniższy przepis. Warto spróbować i ewentualnie zmodyfikować według uznania.


Chłodnik litewski


Składniki (na 6 porcji):
- 1,5l kefiru / zsiadłego mleka / maślanki
- 1 pęczek botwinki z buraczkami
- 1 łyżka masła
- 2 ogórki
- pęczek rzodkiewek
- pęczek koperku
- pęczek cienkiego szczypiorku
- dwa ząbki czosnku
- sól 

Czas przygotowania: ok. 20 minut + 1 godzina na schłodzenie

Przygotowanie:
W pierwszej kolejności kroimy buraki i botwinkę w drobną kostkę. Botwinkę ucinamy kilka centymetrów ponad nasadą liści, tak żeby mieć w chłodniku głównie łodygi, a nie zielone. Do pokrojonej botwinki dodajemy łyżkę masła i podsmażamy 3-4 minut. Gdy wszystko zaczyna mięknąć, dolewamy pół szklanki wody i gotujemy jeszcze przez 5 minut, po czym odstawiamy do wystygnięcia.


W czasie gdy botwinka się dusi i stygnie, kroimy pozostałe składniki. Ogórki obieramy i kroimy na drobną kostkę, a rzodkiewki kroimy bez obierania. Kawałki warzyw w chłodniku powinny być na tyle małe, żeby smaki się dobrze wymieszały, ale nie za drobne, żeby zupa nie straciła swojej konsystencji. Poza ogórkami i rzodkiewką, siekamy koperek i szczypiorek, odkładamy trochę do dekoracji.

Gdy botwinka jest chłodna, dolewamy kefir/maślankę/zsiadłe mleko i dodajemy pozostałe warzywa. Dobrze mieszamy. Na końcu dodajemy składnik, który wbrew pozorom „robi” cały smak, czyli czosnek. 
Na pierwszą myśl, mogłoby się wydawać że surowy czosnek nie pasuje do mleka, ale to właśnie on sprawia, że danie nabiera charakteru. Żeby nie przytłoczyć chłodnika smakiem, można zacząć od wyciśnięcia jednego ząbka i posolenia zupy. Po wymieszaniu warto spróbować.
Ja lubię ostry, kwaśny i koperkowy smak, dlatego proponuje dwa ząbki czosnku. Chłodnik wkładamy do lodówki żeby się schłodził i podajemy z jajkiem na twardo.

0

01 April 2014


Pora zjeść trochę kwiatków. Nie chodzi jednak o goździki czy tulipany, ale o karczochy. To dziwaczne warzywo jest niestety ciężko kupić w ojczystych sklepach, ale jeżeli ktoś na nie trafi, to warto je ugrillować jako przystawkę lub dodatek do głównego dania.

Karczochy z grilla


Składniki:
- kilka świeżych karczochów
- oliwa
- sól

Czas przygotowania: ok 25 minut

Przygotowanie:
Karczochy w postaci sprzedawanej w sklepach wymagają przygotowania do dalszej zabawy.
Po pierwsze odcinamy łodygę ok 1 cm poniżej nasady kwiatu (oczyszczone łodygi też można zużyć, np. jako składnik sosów). Potem zrywamy zewnętrzne twarde płatki, tak jak się obiera sałatę. Karczocha obcinamy mniej więcej w połowie wysokości, żeby pozbyć się ostrych i stwardniałych końcówek płatków.

Kolejnym krokiem jest usunięcie wnętrza. Karczochy przekrawamy na połówki i wycinamy puchaty środek.

Jeżeli mamy do obrania większą ilość kwiatów, to te przygotowane warto wrzucić do wody z cytryną, żeby nie zmieniły koloru.

Gotowe połówki skrapiamy oliwą, solimy i wrzucamy na ruszt. Pieczemy kilka minut z każdej strony aż będą miękkie. Smacznego.



0


Z półroczny opóźnieniem, ale dodaję zaległe dwa dania z serii Edizione Speziale, czyli z wakacji w Toskanii. Już niebawem zaczyna się sezon grillowy, więc to danie na pewno się przyda jako dodatek do każdego dania z rusztu. 


Grillowane warzywa


Składniki:
- papryki
- cukinie
- bakłażany
- cebule
- oliwa
- czosnek
- sól

Czas przygotowania: ok 40 minut

Przygotowanie:
W składnikach podaję różne warzywa, bo w zasadzie w ten sposób można przygotować prawie wszystko. Warzywa myjemy i kroimy. Nie można pokroić ich na zbyt małe kawałki, bo pospadają z rusztu i żadnego pożytku z nich nie będzie. Zarówno paprykę, jak i cukinię i bakłażany kroimy na plastry wzdłuż, dzięki temu będzie można je bez problemu ułożyć nawet na mocno dziurawym grillu.
Pokrojone warzywa skrapiamy oliwą z solą i wyciśniętym lub posiekanym czosnkiem. W warunkach polowych, najłatwiej jest wrzucić wszystko do plastikowej torby i wymieszać. Dzięki temu nie uwalimy się jak świnie, a oliwa i czosnek dotrą do wszystkich zakamarków. Do takiej mieszanki możemy dodać też posiekane zioła, np. rozmaryn albo oregano. Polecam szczególnie te dwa gatunki, bo mają twarde liście i nie zrobi się z nich zielone błoto jak np. z bazylii.

Wysmarowane oliwno-czosnkową mieszanką warzywa układamy na grillu i pieczemy. Po upieczeniu powinny być nadal kruche. Taka mieszanka warzywna stanowi idealny dodatek do mięsa.
1

Author

Follow Us